Od czasu wyboru na prezydenta Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz szerokim łukiem omija Białołękę, jedną z peryferyjnych dzielnic Warszawy. Nic dziwnego, na jej miejscu mało kto odważyłby się tam jechać.
Była tam raz, 17 września 2006 r. i mieszkańcy do dziś doskonale pamiętają to spotkanie. Z jego okazji wyciągnęli transparenty,
założyli specjalne koszulki i tłumnie zgromadzili się, by zademonstrować sprzeciw przeciwko planom budowy wielkiej oczyszczalni ścieków z całej Warszawy i spalarni odpadów. Nową inwestycję miałaby finansować Unia Europejska.
Kandydatka na prezydenta, uśmiechając się od ucha do ucha, w czerwonym żakieciku, razem z działaczem lewicy Markiem Borowskim, ustawiła się pod transparentem "Białołęka NIE szambem dla Warszawy". I wyznała: "Spalarnię można gdzie indziej umieścić. Uważam, że nie jest potrzebna taka duża inwestycja, skoro państwo nie mają nawet kanalizacji".
Za te słowa Białołęka pokochała kandydatkę i masowo poparła ją w drugiej turze. 17.381 głosów, świetny wynik, drugi w stolicy, zaraz za Ursynowem. Trudno się dziwić - to dla mieszkańców być albo nie być. Boją się (choć eksperci uważają te obawy za irracjonalne), że w ich domach i przydomowych ogródkach będzie śmierdzieć, a nieruchomości stracą na wartości. Bo kto chciałby mieszkać w miejscu, w którym cuchnie?
Gronkiewicz-Waltz przed wyborami rozumiała ten strach. Po wyborach przestała rozumieć. Zmieniła zdanie - w Białołęce będzie i wielka oczyszczalnia, i wielka spalarnia odpadów. W przyszłym roku ciężki sprzęt wjeżdża na budowę.
Co się tym razem stało? Pani prezydent tłumaczy, że nie znała szczegółów sprawy, że dopiero po wyborach dowiedziała się, że zmiana projektu oznacza brak unijnych dotacji i kary.
W Białołęce i na internetowych forach zawrzało. "Każda osoba, która w minimalnym stopniu zna unijne praktyki, wie, że nie da się zmienić projektu, na który UE wyraziła już zgodę" - sieje wątpliwości Marek Makuch, lider PiS w Radzie Miasta.
Czy możliwe, że Gronkiewicz-Waltz z doświadczeniem w wielkim europejskim banku nie miała pojęcia o europejskich procedurach?
Blog Bufetowa Watch odkopał relacje z jej wizyty w Brukseli. Jeszcze w trakcie kampanii "Gazeta Stołeczna" pisała - Gronkiewicz-Waltz była w Brukseli, by dowiedzieć się o możliwości wykorzystania unijnych funduszy.
Krzysztof Pelc, prezes Stowarzyszenia "Nasza Choszczówka" w czasie manifestacji, na którą Gronkiewicz-Waltz przyjechała w czerwonym żakiecie razem z Borowskim, stał pod transparentem zaraz obok. Krzyczał: "Nie chcemy, by nasza dzielnica stała się kloaką Warszawy". Zaraz potem jako radny PO wszedł do rady dzielnicy. Gdy pani prezydent zmieniła zdanie, wystąpił z partii. "Wielkie rozczarowanie" - tak podsumowuje dzisiaj panią prezydent.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz